faq szukaj użytkownicy grupy rejestracja profil pw

 
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu    Forum Chrześciajńskie Forum Duchowej Pomocy Strona Główna Podziel się... Chciałabym zacząć żyć od nowa...
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Co zrobiłbyś/ zrobiłabyś na moim miejscu?
1. Napisać.
0%
 0%  [ 0 ]
2. Nie pisać.
0%
 0%  [ 0 ]
Wszystkich Głosów : 0

Julietta



Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 19:20, 24 Wrz 2009 
PostTemat postu: Chciałabym zacząć żyć od nowa...
Moja historia jest trochę skomplikowana...Wszystko co się stało to moja wina. Wiem o tym i wstydzę się tego. Zacznę od tego, że przez Internet napisałam do pewnego chłopaka. Znałam Go z widzenia i podobał mi się. Postanowiłam do Niego jeden jedyny raz napisać [ to było we wrześniu]. Dodam jeszcze, że moje życie uważam za nudne i monotonne, więc dla odmiany postanowiłam zrobić coś szalonego [tak mi się wydawało]. Chłopak nawet przez rozmowę wydawał mi się bardzo miły i sympatyczny. Miałam do Niego więcej razy nie pisać, ale w następne dni On do mnie napisał. Byłam wniebowzięta, że spodobałam mu się dzięki mojej rozmowie.Gadało nam się całkiem fajnie, dobrze się rozumieliśmy. Jeden jedyny mankament był w tym,że Go okłamałam. Dokładnie trzy razy. Napisałam mu,że chodzę do innej szkoły niż On [mimo,że chodziłam do tej samej] oraz, że jestem z innej miejscowości. Nie wiem, dlaczego to zrobiłam...byłam głupia...przyznaję...ale może po prostu bałam się,że przestanie ze mną pisać. W październiku podał mi swój numer komórki...wymieniliśmy się numerami. I się zaczęło. Pisaliśmy ze sobą całe dnie i noce...był dla mnie dostępny o każdej porze dnia i nocy...Nie było dnia, bym z Nim nie rozmawiała, nie było takiej godziny bym nie wysłała mu smsa. A rozmawialiśmy dokładnie o wszystkim...mieliśmy nawet wspólne poglądy. Co do wiary...byliśmy tacy sami [tzn. mocno wierzący, praktykujący itp. itd.],wychowani w tym samym duchu wiary. On był ministrantem, ja śpiewałam w chórku kościelnym,zresztą tak jest do tej pory. Powierzył mi swoje najgłębsze sekrety, ja Jemu również. Był przy mnie w najtrudniejszych dla mnie chwilach. W końcu napisał mi,że nigdy mu w niczym nie będę przeszkadzać, bo jestem Jego przyjaciółką. To bardzo dużo dla mnie znaczyło, bo nigdy nie miałam przyjaciół. Kiedyś nasza rozmowa zeszła na temat kłamstwa. Napisał mi,że On by się nie gniewał, gdyby został okłamany, a potem ta osoba [która Go okłamała] przyszła i powiedziała mu prawdę, oraz ,że każdy kłamie. On również kilkakrotnie pisał mi o swoich błędach a także o przyjaźni...
tyle pięknych słów, a ja brałam je wszystkie głęboko do serca. W kwietniu nadszedł czas, gdy poprosił mnie o spotkanie, ja byłam wtedy przed maturą [On jest rok młodszy]. W tym samym dniu, w którym miało odbyć się nasze spotkanie, stchórzyłam i odmówiłam Mu. Bałam się tego spotkania. I nagle...wszystko się urwało...runęło...Okazało się,że wypytał się we wsi [w której rzekomo niby mieszkałam] że nie ma takiej osoby...w ogóle nie chciał ze mną pisać... Po tygodniu przerwy napisałam do Niego i zaproponowałam spotkanie. Zgodził się. Poprosiłam również o drugą szansę. Powiedział, że mi ją da. Spotkaliśmy się. Wyznałam Mu prawdę, tj. to,że Go okłamałam. Na początku nie był zły...raczej zaskoczony...ale było wszystko ok. Nie miał do nic pretensji. Tylko coś się urwało...czułam to. Byłam wtedy w czasie matur, więc myślałam,że nie chce mi przeszkadzać w nauce, jednocześnie czułam, że coś jest nie tak. W maju rozmawialiśmy jeszcze kilka razy-było ok. Ale nawet nie wysłał mi żadnej wiad. typu, że na mnie liczy, lub trzyma kciuki. Trudno. Po maturach wysłałam mu smsa. Nic. Wysłałam drugiego, napisałam do Niego kilka razy. W końcu odpisał. Napisał, że nie jest obrażony itp. tylko że nasza przyjaźń to jedna wielka bujda. To zabolało. Napisał także, że stracił zaufanie, ale że przemyśli wszystko. Więc czekałam. Nie pisał nic. Ja tylko od czasu do czasu [co jakieś 3 tygodnie] pisałam do Niego by móc utrzymać kontakt. Ale nie było jak dawniej, z dnia na dzień było coraz gorzej. Chciałam z Nim szczerze porozmawiać,lecz On nie chciał, prosiłam o spotkanie...nie dawał konkretnej odpowiedzi. W końcu napisał mi, że ma dziewczynę i jest mega szczęśliwy. Odpisałam mu, że przecież mi nie chodzi o bycie ze sobą, tylko o przyjacielstwo, że chciałabym stworzyć wszystko od nowa.On odpisał że jeszcze myśli. Tylko, że myśli już 6 miesiąc. A ja? Ja całe wakacje straciłam na myślenie. Co powinnam była zrobić itp. "co by było..gdyby..." Nie wiem...nie potrafię z Niego zrezygnować...próbowałam zapomnieć...nie pisałam do Niego przez dłuższy okres czasu, wymazałam Go z pamięci i już myślałam,że wszystko jest dobrze...gdy zobaczyłam Go w kościele...Wszystko wróciło. We wrześniu spotkałam w Internecie stronę "adonai". Tam bardzo piękne są rozważania o miłości.W sumie czułam do Niego od początku coś więcej, ale nie chciałam zepsuć przyjaźni, a i tak wszystko popsułam. Wcześniej również chciałam Mu wyznać prawdę, ale bałam się Jego reakcji. Byłam wiele razy zauroczona różnymi chłopakami,ale to po dwóch lub trzech miesiącach mijało. Teraz wiem to...ja Go kocham. Kocham Go z Jego wadami i zaletami, kocham Go takim jaki jest. Dla mnie nie musi być idealny czy bez błędów. Teraz dowiedziałam się,że On już "chyba" jednak nie ma dziewczyny...a ja...ja bardzo za Nim tęsknię. Modlę się do Boga...ale jest mi coraz trudniej...Problem w tym, że ja chyba nie chcę o Nim zapomnieć...nie chcę, bo czuję, że to ten Jedyny, najwspanialszy....Zawsze będę Go kochać...ale teraz już nie wiem co zrobić...bo nie pisałam do Niego dosyć dawno...a jednak chciałabym napisać i odnowić wszystko...tylko nie wiem czy On na to pozwoli...mam wrażenie,że On się boi wyrazić swoje uczucie...Lepiej czułabym się gdyby mi wszystko powiedział w twarz, a nie w smsie wolałabym żeby mi powiedział, że nie chce mnie znać, a nie każda odpowiedź na pytanie brzmi "nie wiem"...bo już bardziej cierpieć nie mogę...Wszyscy moi znajomi, którzy znają tą historię mówią mi, bym o Niego walczyła...wiedzą, że jesteśmy podobni...Tylko, że On przez wakacje zrobił się taki oschły...W lipcu napisał mi jeszcze, że chce się zmienić na gorsze, chce być zły, bo na to dziewczyny lecą, a On chce mieć dziewczynę [nigdy jej nie miał i z tego powodu cierpiał]...jak dla mnie to dość dziecinne myślenie...Ja Go kocham takim jakim jest...i już po prostu nie wiem co robić...nie potrafię zapomnieć...te wszystkie słowa, które wypowiedział "nigdy o Tobie nie zapomnę", "nigdy się nie znudzę", "Zawsze...zawsze [...]"...Po prostu wypowiedział mi tyle pięknych słów....Nie wiedziałam ,że te kłamstwa mogą Nas tak rozdzielić...Bo gdyby mu na mnie zależało...to obojętne by mu było, że mieszkam tu czy tam...Wiem. Źle zrobiłam wstydzę się tego i bardzo, bardzo żałuję ;( jest mi z tym naprawdę źle...i chciałabym z Nim porozmawiać...ten ostatni raz, przed wyjazdem na studia...nie chcę się tak z Nim żegnać...Co zrobić...napisać? Bo zapomnieć...nie zapomnę...nie potrafię...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Julietta dnia Czw 19:21, 24 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz

Zobacz profil autora
Tirs_a
Administrator


Dołączył: 24 Lut 2007
Posty: 112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łodź

PostWysłany: Pią 22:52, 25 Wrz 2009 
PostTemat postu:
Julietto...ufff, respekcik za szczerość. Trudno dokładnie zdiagnozować tę całą sytuację, ale na podstawie tego, co napisałaś można przypuszczać, że być może dystans, który powstał między Wami nie tyle jest wywołany tym kłamstwem, a ma całkiem inne podłoże. Nawet jeśli to kłamstwo odsunęło go od Ciebie, to jednocześnie on wie jaka jest geneza tej sytuacji i zna twoje intencje. W tym momencie rodzi się pytanie o przebaczenie z jego strony? Każdy z nas popełnia błędy. Nawet najbardziej wierzący człowiek. Ty popełniłaś błąd, ale nie dlatego, że chciałaś go skrzywdzić, a dlatego, że nie przemyślałaś konsekwencji. A to jest ważne.
Pytasz czy o niego walczyć...moim zdaniem trzeba się modlić i prosić Boga, żeby On pomógł w rozwiązaniu tej trudnej sytuacji. Może warto, żebyś mimo wszystko odpuściła sobie. Wyobrażam sobie,że boli Cię sama myśl o tym, ale być może to jedyne rozsądne wyjście w tym momencie. Czas pokaże czy on był dla Ciebie przyjacielem czy przyjacielem byłaś tylko Ty. Jeśli był, to wszystko wróci do normy.


Post został pochwalony 0 razy

Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu    Forum Chrześciajńskie Forum Duchowej Pomocy Strona Główna Podziel się... Chciałabym zacząć żyć od nowa...
Strona 1 z 1
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach



fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 phpBB Group © 1998-2002
dvdfuture Theme Created by Jay http://www.dvdfuture.com verson 1.04
 
Regulamin